Zawsze się bałam. Bałam się być zbyt brzydka i bałam się być zbyt piękna. Bałam się za bardzo zbliżyć do drugiego człowieka i równie mocno obawiałam się odrzucenia. Bałam się drwin. Bałam się oskarżeń, że się mylę, i równie mocno obawiałam się uznania mnie za arogancką, kiedy miałam rację. Takie życie bardzo wyczerpuje. W końcu brakuje już sił, wszystkie źródła są puste i człowiek chce tylko wydobyć się ze swojego życia. Zmienić. Stać kimś innym.
Trochę mi brakowało, żeby ktoś mi powiedział, że mam prawo popełniać błędy i że nie zawsze we wszystkim mam być najlepszy. I że mogę mieć ograniczenia.
Dzisiaj myśląc o niej, odnoszę wrażenie, jakby narastał w niej jakiś ledwo wyczuwalny lęk, że nieuchronnie zbliża się koniec. Nigdy mnie jednak nie spytała, co z nami będzie, jakby wiedziała, że nie ma na takie pytanie odpowiedzi, że przyszłości nikt nikomu nie może obiecać.
Kiedy człowiek czuje, że potrzeba mu czegoś więcej, wtedy zaczynają się kłopoty.
Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.
Chciałem umrzeć, a nie udało mi się nawet zasnąć.