bywam duchem 

16719 posts 54 followers 3 following

"Co pan właściwie robi z parami, które przychodzą na psychoterapię? Czego potrzebują, żeby przetrwać razem kłopoty? 

"Co pan właściwie robi z parami, które przychodzą na psychoterapię? Czego potrzebują, żeby przetrwać razem kłopoty? Tak najogólniej można powiedzieć, że przeprowadzam ludzi z sali sądowej do obszaru wzajemnej empatii. Oni weszli w grę "bo to ty jesteś zły" i wzajemnie się ranią. "On jest szurnięty, nadaje się do leczenia" - mówi kobieta. "Ona jest wariatką, powinna łykać prozac" - mówi mężczyzna. Innymi słowy: ja jestem w porządku, a ty nie jesteś w porządku. I trwa taki taniec, obie strony domagają się od terapeuty ustalenia kto ma rację. I uważają, że na tym będzie polegał proces leczenia, że ja w końcu to rozstrzygnę.  Jako terapeuta jestem zwolniony od ocen, a nawet nie wolno mi oceniać. Nie przydam się na nic ludziom, jeżeli będę wydawał wyroki. Istotą terapii par jest przejście z wzorca etycznego do wzorca estetycznego. A więc namówienie ludzi, żeby wyszli z gry pod tytułem "to ty jesteś zły" i w ogóle zrezygnowali z prób ustalenia kto ma rację. Bo nie o rację chodzi. Chodzi o zobaczenie co się takiego dzieje między nimi, że jest problem, impas, cierpienie, kryzys. Nie zastanawiamy się kto temu winien, tylko co możemy razem zrobić, jak się zrozumieć.  Pary dość szybko się orientują, że oboje patrzą na siebie przez pryzmat swoich doświadczeń z dzieciństwa. Przychodzą - tak myślą - we dwójkę, a w gruncie rzeczy przychodzą w szóstkę, za nimi albo między nimi na niewidzialnych zydełkach siedzą jeszcze rodzice. Na przykład on widzi w żonie nieudaną wersję matki. "Bo matka mnie kochała, a ty mnie nie kochasz", "bo mama mi robiła zupłe, a tobie się nie chce. W tej zupie pierożki takie pływały, a w każdym pierożku kologram miłości" - to są tego typu nieporozumienia. Read More »

"Krążą po miastach, po całym świecie, szukając jedno drugiego. Wyglądają z tr...

"Krążą po miastach, po całym świecie, szukając jedno drugiego. Wyglądają z tramwaju, wchodzą do bramy, odczytują nazwiska lokatorów, zmieszani, z bolesnym wyrazem twarzy, zarazem z nadzieją, że a nuż on/ona mieszka właśnie tutaj. Bezustannie szukają. Na ich twarzachw widoczna jest napięta uwaga, nad którą z trudem panują. Wszyscy zachowują się jak lunatycy i dotknięci amokiem, nawet gdy o ósmej rano wchodzą do biur. Są jak zaczarowani i równocześnie są akuratnymi maklerami. Coś dzieje się na świecie. Uważaj. Widzisz, nadchodzi. Przestraszony i sztywny, spogląda zezem, jakby coś widział. Nie przeszkadzaj mu! Jest zakochany"

Sándor Márai